Sprawa trasy brytyjskiego okrętu HMS Defender z Odessy do Batumi pokazała, które portale internetowe dały się złapać na lep rosyjskiej propagandy politycznej albo też znajdują się w nich rosyjscy agenci wpływu.
W środę 24 czerwca ponad 20 rosyjskich samolotów i dwa statki straży przybrzeżnej śledziły okręt, który przepłynął około 19 km od wybrzeża Krymu. Równolegle Rosjanie przypuścili w mediach mocny atak. Na początku głos strony brytyjskiej nie był adekwatny, ale ostatecznie, to starcie wygrała Wielka Brytytania.
Dezinformacja, czyli specoperacja "przykrycia" "Op Ditroite"
Sprawa by poszła po myśli Rosjan, gdyby nie „przypadkowe” znalezisko prawie 50 stron dokumentów obronnych, w zawilgoconej stercie za przystankiem autobusowym w hrabstwie Kent.
Wynika z nich, że przejście HMS Defender wzdłuż wybrzeża Krymu, było wykalkulowaną decyzją rządu brytyjskiego o okazaniu wsparcia dla Ukrainy, pomimo możliwego ryzyka z tym związanego. Brytyjczycy ułożyli scenariusz zdarzeń, a Rosjanie bardzo ładnie odegrali swoją słabszą rolę, kłamliwego państwa i agresora na terytorium Ukrainy, ostatecznie zmuszonego do ustąpienia HMS Defender.
Przy okazji sprawa HMS Defendera ujawniła medialną rosyjską V kolumnę w Polsce.
Niektóre portale zamieściły narracje rosyjską – mówiącą, że brytyjski niszczyciel HMS Defender naruszył rosyjskie wody terytorialne wokół Krymu. Zrobiły to bez komentarza, choćby takiego jak cudzysłów przy określeniu „rosyjskie wody terytorialne”.
Tym samym portale te nie zachowały ostrożności i powielały przekaz o „rosyjskim Krymie”, no bo tylko taki Krym, ma „rosyjskie wody terytorialne” wokół siebie.
TYLKO Onet podał ten aspekt zdarzenia jak trzeba, chociaż z tymi strzałami przesadził, ponieważ słychać było jakieś strzały, ale jak się wydawało KORESPONDENTOWI BBC, który „przypadkowo” był na pokładzie, były one daleko.