Niekiedy łatwiej pobudzić ludzi do czynu za pomocą obelżywych przezwisk i szyderstw niż zachęcić przez gorące prośby i blagania na klęczkach, i tacy, których podniecimy w sposób wyzywający, starają się lepiej wykonać zadanie pod wpływem żądzy walki, niż ci drudzy, których prosimy, dają się wzruszyć litością.
Wydawałoby się, że ORGANIZATORKI wulgarnych, ulicznych manifestacji działają pod wpływem silnych emocji i afektacji, czyli pod wpływem krocza. Tak jednak nie jest. Badania przeprowadzone przez znanego historyka Rewolucji Francuskiej Stefana Mellera dowodzą, że w publicystyce radykałów rewolucji na pierwszym miejscu pod względem częstotliwości nie występowało słowo REWOLUCJA, ale słowo KURWA.
Meller tłumaczy to tym, że pospólstwo należało utrzymywać "w stanie podniecenia i wrzenia", a do tego najlepiej nadawało się "mięcho" ("Świat według Mellera", Warszawa 2008, s. 196)
Feministki traktują kobiety jak plebs, dlatego w swojej "rewolucji" używają języka plebsu, który do niego najlepiej trafia. Czyli zawodowe rewolucjonistki myślą głową a masy i rewolucyjna czerń myśli (bezmyśli) kroczem. Zadanie wulgarności polega na tym, aby nie dać słowu być powiedzianym na poziomie myśli. Tłum jest zawsze tłumem bez względu na to, czy jest w nim 100 % bezmózgich niedorostków, czy też 100 % belwederskich profesorów genderologii.
PLEBS MYŚLI KROCZEM: ŻĄDA PROSTEGO HASŁA I PRZESŁANIA DO WALKI PŁCI