Bardzo mnie zdziwił
felieton polskojęzycznego Andrzeja Krajewskiego o kumulacji bezradności „Warszawy”. Wiadomo, że „Warszawą” rządzi Trzaskowski z PO, a te rządy rzeczywiście sprawiają wrażenie bezradności w odniesieniu do takich spraw jak wywóz śmieci z miasta, czy też zrzut nieczystości do rzeki. Ale chyba autorowi nie chodziło o bezradność „Trzaska-fatalisty”, lecz mierzył znacznie wyżej choćby w samego premiera.
Warto się na wstępie zastanowić co to jest owe UE, w którym to UE, członkostwo jest zbyt trudne dla Polski. Na początek zastanówmy się czego może dotyczyć „członkowstwo”. Terminem tym oznaczamy przynależność do jakiejś organizacji, może to być towarzyski klub, ale może chodzić o jakąś zorganizowaną grupę. Zapisujemy się do klubu nocnego lub dziennego, albo jedno i drugie, ze znakomitą obsługą i drogim rocznym abonamentem do wejścia, a potem okazuje się, że tam nie ma gentelmanów, obsługują nas rabusie i bandyci, a serwowane dania mają drugą świeżość. Myślę tutaj o Niemcach, którzy porzucili idee wolności kanclerza Adenauera, żeby z powrotem wejść na drogę idei jedności pod sztandarem kanclerza Bismarcka. Kanclerz Adenauer mówił: „Jeżeli teraz odwrócimy się od źródeł naszej europejskiej cywilizacji, narodzonej z chrześcijaństwa, to nie jest możliwe żebyśmy nie ponieśli porażki, próbując odbudować jedność europejskiego życia. To jedyny skuteczny środek utrzymania pokoju”.
Niestety w UE jednością, w rozumieniu jedności z Rosją, zajmowały się takie personaże jak Gerhard Schroeder, które wpędziły Europę w uzależnienie, przez co cały kontynent znalazł się w niebezpieczeństwie. Zatem UE zamiast wolnego i dobrowolnego klubu narodów stało się zorganizowaną grupą przestępczą, nawet w dosłownym znaczeniu (patrz afery korupcyjne), która może nas sprzedać Rosji albo Chinom (Ameryki nie lubią).
To oczywiście nie martwi pana Krajewskiego z portalu „Dziennik”. Ten woli sięgać do XVIII wieku i przypominać aktualną skądinąd myśl, że „ilekroć część magnatów i stanu szlacheckiego chciała coś w Polsce reformować, ci drudzy zapobiegali temu, znajdując pomoc na zagranicznych dworach”.
Tyle tylko, że dzisiaj w roli dworów występują polskojęzyczne korporacje medialne, utrzymujące międzynarodówkę propagandzistów UE, a platformerskie sprzedajne hieny ze stanem szlacheckim nie mają nic wspólnego.
Powraca pytanie czymże jest UE ? Czy to, jak pisze Timothy Snyder, nie jest produkt upadłych zachodnioeuropejskich imperiów kolonialnych, które utworzyły Unię niejako w zastępstwie swoich dawnych potęg ?. Podejmowana dziś w Europie próba likwidacji tej różnorodności, stworzenia nowego człowieka, wykorzenionego ze swojej narodowej tożsamości jest podcinaniem korzeni i piłowaniem konaru, na którym wszyscy siedzimy, może z wyjątkiem Krajewskiego który siedzi w polskojęzycznym „Dzienniku”, polskojęzycznej korporacji „INFOR”.